Przebudzenie powietrza
Tytuł oryginalny: | Air awkens: book one of the air awakens series |
---|---|
Autor: | Elise Kova |
Tłumacz: | Anna Studniarek-Więch |
Wydawcy: | Wydawnictwo Galeria Książki (2021-2023) Legimi (2021) |
ISBN: | 978-83-66173-81-1, 978-83-66173-87-3 978-83-67071-75-8 |
Autotagi: | beletrystyka druk książki powieści proza |
4.7
(3 głosy)
|
|
|
|
-
Daję 9/10 w skali młodzieżowego fantasy, za niepopełnienie podstawowych błędów w innych popularnych seriach. • Aż dziw mnie bierze, że nigdy nie słyszałam o Przebudzeniu Powietrza (wylosowałam je w bibliotecznej akcji "randka w ciemno z książką" z okazji walentynek), bo jest o wiele lepsze pod względem psychologii postaci niż Sarah J. Maas, Victoria Aveyard czy Marah Woolf. • Więc może skupię się na tych błędach, które u Elise Kovy się nie pojawiają. • Początek - w odpowiednim miejscu, mamy i akcję, i wprowadzenie do świata. • Główna bohaterka - ma własny charakter i różni się od głównych bohaterek u ww. autorek, które nie mają za grosz indywidualnych cech. • Konflikt - głęboka analiza wewnętrznych uczuć, za i przeciw u Vhalli. Niektórym może się to wydawać nużące, bo przez 2/3 książki zastanawia się, czy porzucić dawne życie i przyjąć swój magiczny dar, czy może zapomnieć o wszystkim. Ale jest to tak zgrabnie napisane, tak prawdopodobnie, że nawet przy braku jakichś mocno znaczących, politycznych wydarzeń, miło się to czyta. A nie uważałam się nigdy za fankę obyczajówek. Ale dla fanów akcji i plot twistów też coś jest, obiecuję, trzeba tylko cierpliwie czytać. Punkt kulminacyjny rozwalił mnie na łopatki. • Wątek miłosny - nie ma typowego trójkąta miłosnego, tak bardzo przeze mnie znienawidzonego! Jestem zdania, że romans jest bardzo dobrze, realistycznie poprowadzony. • To tylko krótka zajawka jako podpowiedź dla tych, którzy zastanawiają się - wypożyczyć/kupić, czy nie. • NIŻEJ DOKŁADNIEJSZA RECENZJA ZE SPOJLERAMI! • Vhalla jest bardzo inteligentną, rozważną dziewczyną o otwartym umyśle. Po kryjomu czyta książki w swojej pracy w bibliotece pałacowej (jest tam uczennicą), zamiast zajmować się porządkowaniem zbiorów czy przepisywaniem. Ciekawa świata i kochająca swoich przyjaciół, jest zadurzona w jednym z książąt, ale wie, że nie dorasta mu do pięt. Kiedy ten wraca do pałacu w deszczową noc, ciężko ranny, Vhalla najbardziej angażuje się w pomoc - wyszukiwanie informacji o truciznach w księgach. Okazuje się jednak, że uratowała życie nie temu księciu, co trzeba. • Ranny był następca tronu, czarodziej, przez wszystkich znienawidzony. Nadmienię, że tutaj magia funkcjonuje trochę na granicy prawa. Czarodzieje żyją w osobnym gettcie - w Wieży, noszą czerń, zarezerwowaną tylko dla nich, budzą strach, a normalni ludzie nie chcą się z nimi zadawać. • Nie dziwi więc szok Vhalli, kiedy dowiaduje się, że sama jest czarodziejką, a jej moc wkrótce się przebudzi. Na tym właśnie polega konflikt w tej powieści - Vhalla zostaje zawieszona między biblioteką a Wieżą, światem dobrze jej znanym a zakazanym, którego od zawsze uczono jej się bać, ale też kuszącym lepszymi warunkami i szacunkiem dla każdego czarodzieja, bez względu na status. • Drugi konflikt pozostaje nieco z boku, a jest nim powoli, naturalnie rozwijające się uczucie do znienawidzonego przez wszystkich księcia, bardzo sprytnie rozpoczęta znajomość - przez wymianę anonimowych liścików, dzięki którym Vhalla poznała jego prawdziwe ja bez uprzedzeń, a dopiero później jego tożsamość. W międzyczasie walczy o nią Sareem, przyjaciel z dzieciństwa, reprezentujący sobą ideał chłopaka dla Vhalli. Ale dla tej Vhalli, która nie wiedziała jeszcze nic o magii, którą nosi w sobie. Rozdarta między lojalnością wobec jednego i drugiego, nie chce zatracić przyjaźni żadnego z nich. To, co łączy ją z Aldrikiem, to na razie przyjaźń, ale widzę tu już fundamenty naprawdę dobrego romansu księcia z chłopką. Magnifico! • Punkt kulminacyjny rozwalił mnie na łopatki jak żaden inny. Po tych perypetiach i walce wewnętrznej Vhalli kompletnie się nie spodziewałam ataku na stolicę, ale szybko zrozumiałam, że w sumie żonglerzy zapowiadali coś specjalnego na ostatni dzień święta... Zdziwiło mnie bardzo osadzenie Vhalli i chciałam rwać sobie włosy z głowy, dlaczego. Wydaje mi się trochę nielogiczne. Tym bardziej, że znalazł ją drugi książę, który też był pozytywnie do niej nastawiony. Skąd wniosek, że próbowała zabić Aldrika? Za ten brak logiki odejmuję punkt, podobnie za czarny charakter z czapy. Kilka razy przewinął się Egmun, którego Vhalla się obawiała, ale przysięgam, wg mnie nic nie wskazywało na to, żeby akurat się na nią uwziął. Powinny pojawić się jeszcze jakieś przesłanki. Chyba, że to będzie do wyjaśnienia w kolejnych częściach. • Język - nie wiem, czy to bardziej zasługa autorki, czy tłumaczki. Zdaję sobie sprawę, że tłumaczka mogła tu swoje dołożyć, ale też należy się ukłon w jej stronę, jeśli zachowała styl autorki. Podobało mi się, że Vhalla mówi do wysoko urodzonych osób w liczbie mnogiej, bo rzeczywiście oddaje to dystans. U innych autorek było samo Wasza Wysokość, które szybko przechodziło na ty i właściwie szybko zapominałam, że główna bohaterka nie jest wcale z rolajsami tak blisko. No i mistrzowskie przedstawienie języka pospólstwa podczas zeznań! To mnie najbardziej zachwyciło. Pierwszy raz spotykam się z tak zróżnicowanym językiem w książce nie należącej do literatury wymagającej. • Mamy wykluczenie czarodziejów, mamy niesprawiedliwość, mamy zamknięte umysły wszystkich tych, którzy boją się magii, mamy niesłusznie źle ocenianego księcia, mamy inteligentną, nietuzinkową bohaterkę. Czego chcieć więcej?