Badania BN i TNS wzbudziły silne poruszenie. Okazuje się, że ponad połowa Polaków w zeszłym roku nie miała kontaktu z książką (a nawet czasopismem czy gazetą).
Co chwila widzę lamenty i rozprawy, jak poprawić ten stan rzeczy. I nie mogę się pozbyć z głowy chochlika (wyhodowanego lata temu, przydaje się...) pytającego "ale po co?"
No właśnie. Po co?
Ja czytam. Około 50 pozycji rocznie (średnia słaba wg. mnie, ale walczę z tym), lubię czytać, zawsze i wszędzie zabieram ze sobą książkę, na wszelki wypadek. Życia bez nich sobie nie wyobrażam, ale ciężko mi się utożsamiać z Wszechpolskim Ruchem "Wszyscy Mają Czytać". To się nazywa uszczęśliwianie na siłę. Ludziom nieczytającym widocznie jest z tym dobrze. Wątpię, żeby nie wiedzieli, co to jest książka, analfabetyzm też praktycznie u nas nie występuje. Można więc przyjąć, że podejmują świadomą decyzję o nieczytaniu. Skąd w nas chęć do przekonania ich, że ten wybór jest zły?
A niech sobie nie czytają, jeśli im tak dobrze. Ja mam prawo wyboru, czy chcę się zadawać z osobami nieczytającymi i skrzętnie z niego korzystam, ale to już mój wybór.
Takie piątkowe refleksje ;)😉
Wyniki wyszukiwania
Wiadomości: 31
|
|
Napisano: 15.03.2013 23:07:15
|
Szukaj w wątku