Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
majuskula
Najnowsze recenzje
1 2 3 4 5
...
44
  • [awatar]
    majuskula
    „Rilla ze Złotych Iskier” to zamknięcie jednej z najbardziej ukochanych serii w literaturze, a zarazem powieść, która we frapujący sposób przedstawia dojrzewanie w cieniu wielkiej wojny. Nowe tłumaczenie Anny Bańkowskiej nadało książce świeżości, i jestem autentycznie szczęśliwa, że tak szybko udało się domknąć wszystkie tomy. Wydanie zachwycona nie tylko językiem, ale i szatą graficzną — twarda oprawa oraz estetyczny projekt sprawiają, iż to edycja naprawdę godna kolekcjonerów. Choć „Rilla” bywa pomijana w porównaniu do pierwszej części, to jest to historia dojrzalsza, bardziej melancholijna i — paradoksalnie — zaskakująco aktualna. • Tym razem to nie Anne, lecz jej najmłodsza córka, Rilla, staje się bohaterką opowieści. Nastolatka jest beztroska, odrobinkę próżna, raczej zainteresowana zabawami niż sprawami świata. Jednak wybuch wojny brutalnie zmienia życie nie wyłącznie samej Rilli, a całej społeczności. Bracia Rilli i jej przyjaciele wyruszają na front, a ona musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości — pełnej lęku, niepewności i bolesnych strat. Wraz z rodziną uczestniczy w wojennym wysiłku na miarę swoich możliwości: opiekuje się niemowlakiem (!), angażuje w działania społeczne, przechodzi przyspieszony kurs dorosłości. Jej wewnętrzna przemiana jest niezwykle autentyczna, a Montgomery z ogromnym wyczuciem opisuje emocjonalne napięcie, jakie towarzyszyło młodym ludziom w tamtych czasach. • Wracając na moment do kwestii przekładu, sprawia ono, że „Rilla” brzmi naturalnie i nowocześnie, nie tracąc przy tym char­akte­ryst­yczn­ego stylu Montgomery. Tłumaczenie oddaje zarówno melancholię, jak i humor powieści. Po latach książka uderza swoją aktualnością: opowiada o strachu, oczekiwaniu, codziennym radzeniu sobie z poważnymi przeszkodami. Jest w tym coś boleśnie znajomego. Ponadto w odświeżonym wydaniu cała seria przygód Anne odzyskała spójność, co czyni ją prawdziwą czytelniczą ucztą. • „Rilla ze Złotych Iskier” to nie tylko świetne zamknięcie cyklu, ale także dzieło o ogromnym ładunku emocjonalnym. Pokazuje, jak wielkie wydarzenia zmieniają ludzi, lecz również, jak w trudnych czasach rodzi się siła, odpo­wied­zial­ność­ i lojalność. Wzruszająca, mądra, po prostu piękna — zasługuje na ponowne odkrycie, zwłaszcza w tym wyjątkowym, dopracowanym wydaniu. Jeśli jeszcze wahacie się, czy sięgnąć po nową wersję, to proszę się nie wahać, a skompletować wszystkie części. Zaręczam, że warto!
  • [awatar]
    majuskula
    Jadwiga Stańczakowa to postać niezwykle inspirująca. W czasie wojny udało jej się uciec z getta, lecz okupacja odebrała jej brata i niemalże całą młodość. Choroba oczu, która doprowadziła do całkowitej utraty wzroku w wieku dwudziestu dziewięciu lat, nie przeszkodziła jej jednak w realizacji literackich pasji. Przyjaźń z Mironem Białoszewskim była kluczowym momentem w jej twórczym życiu. Debiutując w wieku sześćdziesięciu lat, Stańczakowa udowodniła, że na nigdy nie jest za późno na spełnienie marzeń. Jej twórczość wyróżnia się kontemplacją codzienności oraz wyjątkową zdolnością dostrzegania piękna w najd­robn­iejs­zych­ rzeczach. • „Poezje i prozinki” Jadwigi Stańczakowej to wspaniały zbiór, który stanowi świadectwo ogromnej wrażliwości oraz siły ducha autorki, a także jej unikalnego podejścia do formy literackiej. Książka łączy w sobie minimalistyczną poezję z osobistymi „prozinkami” — krótkimi, celnie skonstruowanymi tekstami. Stańczakowa, będąc osobą niewidomą, uczyniła swoje doświadczenie głównym tematem twórczości, co czyni jej dzieła jednocześnie intymnymi i uniwersalnymi. Zbiór ten jest dowodem na to, iż literatura może być nie tylko środkiem wyrazu, ale też mostem pomiędzy światami — w tym przypadku pomiędzy percepcją widzącą a niewidzącą. • Czytając tę pięknie wydaną książkę miałam poczucie obcowania z czymś niezwykle autentycznym, poruszającym. Stańczakowa potrafiła oddać zarówno urok codzienności, jak i dramat ludzkiego istnienia w sposób, który głęboko mnie wzruszył. Szczególnie cenię jej umiejętność tworzenia poezji pełnej ciszy, kontemplacji, jednak niosącej ogromny ładunek emocjonalny. Jej teksty wciągają, bo są pozbawione patosu, pisane są z perspektywy osoby, która zna ciemność, ale nie unika światła w swoich opowieściach. Podziwiam jej odwagę, by o trudnych tematach, jak depresja czy niep­ełno­spra­wnoś­ć, mówić z humorem. • Z czystym sercem polecam tę książkę wszystkim szukającym literatury nie tylko pięknej, ale też refleksyjnej. „Poezje i prozinki” to zbiór zapraszający do zatrzymania się na chwilę, spojrzenia na świat inaczej. To także wyjątkowa podróż przez życie i emocje osoby, która pomimo własnych ograniczeń stworzyła coś uniwersalnego i poruszającego. Stańczakowa trafia prosto do serca, a jej twórczość zostaje z czytelnikiem na długo. Dla mnie jest to jedna z najważniejszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
  • [awatar]
    majuskula
    Lato powoli odchodzi, dając przestrzeń na nowe przeżycia i lektury. Myślę, że idealną propozycją na jesienne wieczory jest niedawna premiera, czyli powieść o intrygującym tytule „Pieśni żałobne dla umierających dziewcząt” — poetycko, nieprawdaż? Historia opowiada o szes­nast­olet­niej­ Winifred Blight, która ze swoim ojcem, pracownikiem krematorium, mieszka w domku na cmentarzu, blisko grobu swej matki. Dziewczyna bardzo lubi to miejsce, jego nostalgiczną atmosferę, spędzając dużo czasu na spacerach wśród nagrobków. Widzący ją ludzie zaczynają brać Winifred za ducha, atrakcję turystyczną. Tylko nie zdają sobie sprawy z faktu, iż cmentarz nawiedza ktoś inny… • Jednym z moich ulubionych aspektów tej fabuły jest podejście do tematu śmierci — nie jako czegoś przerażającego, ale jako integralnej części życia, którą warto próbować zrozumieć. Taka perspektywa przynosi poczucie spokoju pośród smutku, co uznałem za niezwykle pocieszające. Głównie dla czytelników, którzy, jak ja, radzą sobie z różnymi stratami. Piękna eksploracja żalu, własnej tożsamości w obliczu nieuniknionego, ubrana w sugestywny styl pisania, ujmujący już od pierwszego zdania. Wyraźnie czuć nieco mroczną aurę, zwłaszcza w opisach cmentarza, z emocjami wyrytymi na każdym kamieniu. • (…) • Uważam, że „Pieśni żałobne dla umierających dziewcząt” to piękna, przejmująca historia. Wywarła na mnie spore wrażenie, wszystkie wątki spleciono ze sobą w naprawdę specyficzny sposób, momentami wręcz dziwny, ale dzięki temu wciągający. Naturalnie, muszę też wspomnieć o wspaniałym wydaniu — nie jestem miłośniczką przesadnego upiększania okładek, jednak w tym przypadku zrobię wyjątek i przyznam, iż te barwione brzegi mnie zauroczyły. Cóż, i treść, i oprawa świetnie się uzupełniają, bardzo miłe zaskoczenie.
  • [awatar]
    majuskula
    Od dłuższego czasu mówi się o tym, że wiek nie jest żadną przeszkodą w realizowaniu swoich marzeń, w odkrywaniu nowych pasji. Idealny przykład na poparcie tej tezy żyje pośród nas, a nazywa się Andrzej Szwan, posługując pseudonimem artystycznym — Lulla La Polaca. Aczkolwiek chyba odpo­wied­niej­szym­ stwierdzeniem byłoby zaznaczenie, iż Lulla to tak naprawdę alter ego, postać zalotna, figlarna, świetnie współgrająca z Andrzejem. Wywiad-rzeka prowadzony przez Wiktora Krajewskiego oddaje głos obojgu bohaterów, a nigdy nie wiemy, kto akurat do nas przemówi, zabierając w podróż do bardzo kolorowego świata, gdzie tylko czasami widać odcienie szarości. • Muszę podkreślić, że książka została wydana przepięknie, nie chodzi mi o wyłącznie o okładkę, a o całokształt. Wśród tekstu znajdziemy mnóstwo zdjęć, prywatnych oraz zawodowych, interesująco uzupełniających lekturę. Lekturę przyjemną, szybką (wielka czcionka), trochę przełamującą utarte konwenanse — na co dzień zazwyczaj nie myśli się dużo o tym, jak pół wieku temu żyły osoby homoseksualne. A można się zdziwić, kiedy Lulla snuje opowieść o spotkaniach zwieńczonych przebierankami, o poszukiwaniach ładnych sukienek, nie omijając także tematów kont­rowe­rsyj­nych­, dotyczących stricte życia seksualnego, wyzwolenia. • (…) • Oto publikacja przynosząca całą gamę emocji. Od wzruszeń, poprzez zaciekawienie, znakomite poczucie humoru. Lulla zadebiutowała na scenie będąc po sied­emdz­iesi­ątce­. Nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń, choćby w małym stopniu, a tutaj najlepszy tego przykład. Krajewski poprowadził rozmowę niezwykle umiejętnie, dzięki czemu wynosimy z książki również wiele informacji czysto historycznych, odkrywając Warszawę z zupełnie nowej perspektywy. Perspektywy barwnej, cekinowej, brokatowej. Niechaj Lulla żyje nam sto dwadzieścia lat!
  • [awatar]
    majuskula
    Gdy dwa lata temu czytelników zelektryzowała wiadomość o nowym tłumaczeniu kultowej już „Ani z Zielonego Wzgórza”, to zadziało się bardzo dużo. Mnóstwo różnorakich opinii, od zachwytu, po poddanie w wątpliwość sens kolejnego przykładu — tym razem, wiernego oryginalnemu nazewnictwu. I tak w nasze ręce trafiła „Anne z Zielonych Szczytów”, którą naprawdę pokochałam. Od dłuższego czasu marzyłam o skompletowaniu całej serii, nigdy nie nadarzała się odpowiednia ku temu okazja. Najwidoczniej musiałam poczekać na Annę Bańkowską i jej tłumaczenia, przepięknie wydane. • To już tom szósty, wypełniony przygodami nie tylko rudowłosej bohaterki, ale też jej bliskich. Anne wraz z ukochanym mężem, Gilbertem, oraz piątką ich dzieci (do których wkrótce dołącza Rilla) wprowadza się do nowego domu, poetycko nazwanego Złotymi Iskrami (z poprzednich przekładów znanego jako Złoty Brzeg). Przed rodziną nagłe perypetie, choćby wizyta niesympatycznej ciotki Gilberta, i, co gorsza, małżeński kryzys Blythe’ów. A dobrze wiem, że sporo czytelników, na przestrzeni lat, było rozczarowanych tą fabułą. Czy słusznie? • Rozumiem, skąd pewna niechęć do takiego poprowadzenia akcji. Anne, choć nadal marzycielska, spotyka na swojej drodze bolączki dnia codziennego, dojrzewa, zmienia się na różnych płaszczyznach, co miłośnikom twórczości kanadyjskiej pisarki chyba trudno zaakceptować. Osobiście uważam, iż Maud Montgomery z czasem nadała jej bardziej ludzkiego rysu. Oczywiście, równocześnie Wyspa Świętego Edwarda jest odcięta od naszego pojmowania współczesności, z dobrocią drzemiącą w każdym człowieku, poczuciem, że wszelkie problemy można ostatecznie rozwiązać. Jednak nie wiem, czy ja w ogóle chcę wychodzić z krainy pełnej ciepła oraz zrozumienia. • Z tego miejsca chciałabym też pogratulować Annie Bańkowskiej, która nie przeraziła się wszystkich negatywnych komentarzy, sugerujących, iż „ruszyła świętość”. Tłumaczenia są naprawdę świetne, mimo mojego sentymentu do tych zakorzenionych w naszej literackiej kulturze. Seria zasłużyła na odświeżenie, nie tylko w sensie graficznym. Gorąco zachęcam, aby dać szansę nowym wydaniom, zakochać się w Ani jeszcze raz. Może po wielu latach? Tym razem, pod jej prawdziwym imieniem. Byle nie „Andzia”, byle nie zapomnieć o jednej literce na końcu! A ja? Naturalnie, czekam na następny tom. Feeria barw cudownie prezentuje się na półce!
Ostatnio ocenione
1 2 3 4
  • Rilla ze Złotych Iskier
    Montgomery, Lucy Maud
  • Poezje i prozinki
    Stańczakowa, Jadwiga
  • Pieśni żałobne dla umierających dziewcząt
    Dimaline, Cherie
  • Lulla La Paloma
    Szwan, Andrzej
  • Anne ze Złotych Iskier
    Montgomery, Lucy Maud
  • Pamiętnikarze
    Siegal, Nina
CheshireCat

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo