Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Trudno jest powiedzieć coś konkretnego o tej książce, skoro sama w sobie jest mało konkretne. Dotyka wielu aspektów nad którymi można się rozwodzić bez końca - jest mowa o naturze pamięci i opowieści, o płciowości i jej znaczeniu w społeczeństwie. O trudności w zdefiniowaniu własnego ja. Ale wszystko to jest tak mgliste jak można by się spodziewać, inaczej chyba być nie może. Dla ceniących sobie prozę poetycką będzie to ciekawa lektura. Osoby lubujące się w konretnej fabule i jasnych wątkach doprowadzi raczej do szału.
-
Jak napisać recenzję takiej książki? Bo "V." Pynchona to książka niesamowita, ale tak jak inne książki tego autora mówi o wielu rzeczach na raz i żadna z nich nie jest po głębszej analizie błacha i żadna nie jest w narracji zrobiona po łepkach. Pomimo serwowanego w typowo dużych dla Pynchona ilościach humoru wypada jednak znacznie poważniej (może to osobiste odczucie?) niż np. "Wada ukryta" czy "W sieci" - kontrastujące momenty powagi sięgają głębiej i uderzają mocniej i bardziej uniwersalnie w takim sensie, że niektóre co mroczniejsze aspekty dwóch wymienionych tytułów niekoniecznie będą tak oddziałowywać na każdą osobę, a wypadku "V." trudniejsze jest do wyobrażenia obojętne przejście obok przedstawianych problemów ludzkiej kondycji. No ale o czym to jest? No, jest o pragnieniach w różnych odsłonach i w całej rozpiętości odmian: o dążeniach, marzeniach, życzeniach, żądzach. Ale też o postępującej reifikacji tak jednostek jak i całych pokoleń na tle i w formie wyniku zamętu i postępujących absurdów codzienności władzy i idei państwowości, które nakręcone przez kawał XIX wieku zaczęły wirować bez kontroli tak, że w wieku XX wszelkie humanitarności urwał się film od przeciążenia nieznanej wielokrotności G. Poza tym "V." jest też o kosmicznej "losowości" wydarzeń wydającej się w niedoparty sposób jak najbardziej zasadną i wcale nie szególnie dziwną - co zdaje się być częstą pochodną stylu autora i stały podtemat jego fikcji. Powieść monumentalna, a Pynchon to geniusz. Przeczytać zdecydowanie warto (jeszcze jak warto!), ale niekoniecznie będzie to przez cały czas przyjemne, a łatwe najpewniej nie będzie wcale.
-
"System Sulta" to książka, którą pomimo swojego tematu czyta się lekko i szybko. Obfituje w humor i zamiast zagłębiać się w głębsze rozważania z góry skazane na impas, dąży raczej do symulacji jak całe przedsięwzięcie (powołanie komisji do spraw istnienia Boga) mogłoby się odbyć w praktyce. Ostatecznie z resztą można uznać, że głównym tematem powieści jest nie tyle absolut co najbardziej podstawowa, organiczna natura i pochodzenie władzy oraz towarzyszących im manipulacji, w których dokonywaniu inteligencja wcale nie jest najistotniejszą cechą. Teoretycznie można narzekać na niezbyt głębokie rozwinięcie głębi niektóych postaci i przedstawianych przez nich typów osobowości, ale ostatecznie uważam, że jest to dobre dla ogólnego tempa i konstrukcji powieści, która wydłużyłby się znacznie i ryzykowała zamętnieniem sytuacji i złagodzeniem efektu końcowego książki. Warto jednak zaznaczyć, że czytelnik szczególnie religijny może mieć trudności z przełknięciem choćby jednego rozdziału (i religijny właśnie, po prostu wierzący nie będzie miał już takich trudności).
-
Dokładne, pieczołowite dochodzenie literackie - tak krótko można podsumować "Librę". Przez powieść przewija się cała plejada postaci w większości odzwierciedleń i wyobrażeń faktycznych osób zamieszanych (choć często w radykalnie różnych stopniach) w zabójstwo prezedenta Kennedy'ego - w przypadku rwanej lektury lub kiepskiej pamięci do nazwisk czasem można się na chwilę zagubić. Precyzja i praca związana z zaznajomieniem się z materiałami źródłowymi przez autora imponują, ale wynika też z nich powolne tempo i najprawdopodobniej wolna, czasochłonna lektura. "Libra" mówi i ukazuje wiele na temat Ameryki jako takiej, a w szczególności wokół tego momentu końcowego, kulminacyjnego pierwszego etapu Zimnej Wojny - od zabójstwa Kennedy'ego brak zaufania wobec aparatów władzy tylko wzrasta, a ruchy obywatelskie nabierają impetu aż do końca lat 60-tych. Dla rodaków Dona DeLillo powinna być to kluczowa lektura, ale niewątpliwie jest też warta uwagi poza granicami Stanów Zjednoczonych, szczególnie, że jedną z największych zalet powieści jest ostateczne pozostawienie czytelnikowi miejsca na wysunięcie własnych wniosków z przedstawionych wydarzeń.
-
Lektura "Krókich wywiadów z paskudnymi ludźmi" jest niewątpliwie wyzwaniem, ale wyzwaniem wartym podjęcia przez odkrywczych (a może "podbijających"?) i zawziętych czytelników. Wyzwanie przychodzi przede wszystkim trzech wymiarach: 1) niektóre z tych krótkich form (bo opowiadaniami zwykle się tego nazwać nie da) wymagają sporego skupienia do walki jaką jest odcyfrowywanie znaczeń z pokrętnych, podstępnych narracji postaci, 2) inne, szczególnie te dłuższe wymagają niebagatelnej cierpliwości, nawet jeśli rozumiemy autorski zamiar stojący za rozwlekłością i rozbijającymi lekturę rozwiązaniami (np. ciągnące się stronami przypisy, któe przyprawiłyby każdego promotora o stan podzawałowy), 3) sama tematyka jest niezmiennie trudna, gdyż każde jedno opowiadanie traktuje o conajmniej jednym z pośród najtrudniejszych przeciwności jakie mogą spotkać współczesnego człowieka. Punkt trzeci prosi się o nieco precyzyjniejszy trigger warning: depresja, samobójstwo, seksistowskie manipulacje, traumy, przemoc i przemoc na tle seksualnym - Wallace raczej nie bawi się tu w proste i bezpieczne tematy. Wysiłek jednak jest nagrodzony przez wyłaniający się portret nowoczesnego społeczeństwa późnego kapitalizmu, portret wierny choć jest dzikim skrzyżowaniem kubizmu z surrealizmem Chagalla i plejadą bezimiennych, dziwacznych postaci jak z obrazków "Gdzie jest Wally?"... a może "Gdzie jest Wallace?", bo ciężko nie odnieść wrażenia (szczególnie mając nawet ledwie zarysowaną wiedzę autobiograficzną na temat autora), że należy on do tych paskudnych ludzi i doskonale o tym wie przy jednoczesnym przekonaniu, że w pewnym stopniu dotyczy to większości ludzi ze społeczeństw wysoko rozwiniętych. "Krótkie wywiady" są na swój sposób i w swoich najlepszych momentach absolutnie genialne, ale z racji, że te chwile są okupione rzetelną czytelniczą walką, która bez cienia wątpliwości nie jest dla każdego (nie polecam dla osób przechodząch trudniejszy okres w życiu - szanse na to, że lektura okaże się terapeutyczna oceniam na niewielkie), wystawiam książce ocenę 4/5.