• Lubię polską literaturę. Staram się każdego miesiąca sięgnąć przynajmniej po dwie-trzy lektury rodzimych autorów. Tych młodych, nieokrzesanych lubię nawet jeszcze bardziej. • Za "Wolnym i de klesz" chodziłam już od jakiegoś czasu, ale nie było mi po drodze do biblioteki. Aż wreszcie dostałam książkę w swoje ręce! Lekturę zaczęłam praktycznie zaraz po powrocie do domu. I niestety lipa. • Książka jest super słaba. Miała chyba być jakimś manifestem młodych, ukazaniem innego spojrzenia na dzisiejszych nastolatków, czy bóg jeden wie czym jeszcze. Wyszła jakaś beznadziejna sieczka. • Postacie są tak super bezbarwne, że bardziej się nie da. Pojawiają się wątki miłosne, które są - pardon - wyssane z najgłębszego miejsca w pupsku. Poza tym, autorzy chyba sami mieli problem, żeby ogarnąć swoją powieść, bo na jednej stronie dowiadujemy się Michał Wolny planuje imprezę z okazji swoich 25 urodzin, a już za chwilę...24. • A zakończenie. Olaboga. • Szkoda wielka, bo pomysł był świetny. Można było fenomenalnie przedstawić nietuzinkowych młodych ludzi w opozycji do nowego wychowawcy. Ukazać ich życie, radości i smutki oraz ewentualną asymilację Wolnego w tym towarzystwie. Tymczasem mamy tutaj thriller, telenowelę brazylijską i słabą sensację w jednym. Szkoda, szkoda, szkoda.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo