• Manga jak najbardziej warta polecenia. • Już ze wstępu widać, że autorka nie stroni od dorosłych wątków. dorosłych , nie tylko w sensie dramatycznych. Dramatu w typowych shounenach zwykle jest mnóstwo – walki na śmierć i życie, mszczenie bliskich, zwalczanie wielkiego zła etc. etc. Dojrzałości natomiast zwykle jest niewiele, tzn. błędnych decyzji, trudnych i niejednoznacznych wyborów, postaci, które trudno zaszufladkować i jednoznacznie ocenić. • Wątków jest dużo, ale pojawiają się stopniowo, powoli pogłębiając i komplikując fabułę. Jeśli ktoś czyta mangę od początku, śledzić ją jest łatwo, wszystko zostaje podane w miarę wprost, bez specjalnych głębokich aluzji i niedomówień, ale gdyby ktoś chciał dołączyć w połowie, pogubi się nieodwołalnie. • Autorka wplata w swoją mange element wojenny (śmiem nawet twierdzić że dzieło Arakawy ukazuje ból podczas wojny oraz skutki jakie ona pozostawia na psychice i obu stron - chęć zemsty za zmarłych pobratymców u ocalałego z państwa eksterminowanego Ishvaru czy trauma pozostawiona przez konieczność zabijania u żołnierzy Amestris - niż nie jeden Hollywoodzki film wojenny) • Duży zakres fabuły objawia się również w aspekcie tematycznym. Powoli dowiadujemy się, jaka jest historia i natura alchemii – pełni ona funkcję typowej nastoletniej supermocy (obowiązkowe strumienie ognia z rąk, zmienianie kształtu, wysuwane szpony, jak i nieco bardziej nietypowe zdolności), ale podbudowa fabularna i żelazna konsekwencja jej ograniczeń czynią ją czymś znacznie bardziej wiarygodnym i zanurzonym w świecie. Wątki związane z polityką są przykładem złośliwego realizmu w przedstawianiu metod manipulacji i kontroli ludzi, co śledzi się ze smutkiem, ale i uśmieszkiem politowania. • Podstawą fabuły są postacie, a w tym przypadku wybór na półce jest spory. Z prawej Elriki. Ed pełni funkcję „tego narwanego”, uzupełniając to sporą dawką zdrowego rozsądku i sarkazmu. Al dla odmiany zajmuje się dostarczaniem zbawiennej dozy opanowania, co nie wadzi sadzeniu przez niego równie kąśliwych jak brat uwag i energicznemu włączaniu się w akcję. Obydwaj bardzo dobrze sprawują się zarówno jako motory akcji, jak i główni rozśmieszacze, nie da się jednak zaprzeczyć, że większą siłę charakteru mają tu inni. Na środku półki są bowiem sojusznicy alchemików. Wojskowi: pułkownik Mustang „Płomienny alchemik”, swoją ambicją i troską o podwładnych (równie dopracowane i szczegółowe charaktery) napędzający dużą część akcji; generał Olivier Armstrong, żelazną ręką i mocą charyzmy władająca północnym okręgiem wojskowym; jej brat Alex targany wyrzutami sumienia za zbrodnie wojenne sprzed lat; generał Graman – stary i przebiegły weteran, nieludzko sprawny w zakulisowych machlojkach i cała zgraja pobocznych. Oprócz tego istotną rolę odgrywa grupa lokalnych odpowiedników Chińczyków, mających nieco odrębne od reszty cele i dość egzotyczne momentami charaktery, uparta jak wół i równie wytrzymała nauczycielka alchemii Ala i Eda wraz z mężem, znajoma z dzieciństwa – mechaniczka Winry (choleryczka i dokładne przeciwieństwo damy w opresji) i cała masa postaci przewijających się od czasu do czasu. Wymieniać dało by się długo, żeby dać dowód różnorodności, a trzeba skończyć, bo z lewej pozostały jeszcze homunculusy. „Ci źli” obyli się bez rażącego przedramatyzowania. Są niegodziwi i spaczeni – motyw walki światła z ciemnością jest tutaj wyraźnie widoczny, niemniej ze względu na brak przejaskrawienia nie odbiera im to, użyjmy górnolotnego określenia – głębi psychologicznej. W zamyśle mieli być personifikacją siedmiu grzechów głównych, w praktyce są do nich nawiązaniem, momentami dość subtelnym nawet, można czasem dumać, co w każdym z nich ma źródło w jego imiennym grzechu. Dumanie jest więcej niż wskazane, ponieważ właśnie charaktery są siłą napędową większości wydarzeń. Ambicje, antagonizmy, marzenia, to wszystko buduje kolejne wątki historii, splata je ze sobą, jak też stanowi o jej sile. Bohaterowie zachowują się bowiem rozsądnie. Tak mało, ale najwyraźniej również tak dużo, skoro większości innych mangaków nie udaje się spełnić tego prostego warunku. Są tu spięcia charakterów, starcia na śmierć i życie i większość typowego shounenowego uroku, ale jakoś bez głupot, wszystko ma sens. Ludzie tutaj najpierw myślą, tworzą jakiś plan, a później go realizują. Skutkuje to tym, że można podczas lektury taki plan z satysfakcją odkrywać, a dynamizmu historii wcale nie ubywa. • Grafika mimo że nie powala szczegółami czy przesadnym artyzmem to jest przyjemna dla oka. Rysunek postaci jest nie do podrobienia – charakterystyczne, nieco zaokrąglone twarze od razu mówią, kto tu rysował i mimo tej cechy jest bardzo bogaty. Młodzi, starzy, o różnych budowach ciała, nie potrzebują wymyślnych fryzur i strojów, aby się od siebie odróżnić. W tym temacie panuje wręcz pewien zastój, bo spora część obsady paraduje w monotonnych mundurach wojskowych, ale to przecież wojsko, a nie wybieg mody. Arakawa namęczyła się nad projektami ludzi i homunculusów, a wysiłek ten przyniósł profity. W utworze występują liczne tła które są bardzo różnorodne i przez to nie monotonne, a toczące się na nich sceny akcji, w szczególności walki, dobrze wyreżyserowane i dynamicznie narysowane. Starcia zdecydowanie różnią się od siebie, autorka starała się, aby w każdym postacie pokazały jakąś nową sztuczkę, wygrywając tylko po części dzięki brutalnej sile, a w większości dzięki sprytowi i zaskakującym pomysłom.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo