Recenzje dla:
Festiwale wyklęte/ Bartosz Żurawiecki
-
Dla czytelników młodszych, poniżej 30, ta książka będzie odkrywaniem lądów nieznanych, dla starszych, powyżej 40 – sentymentalnym wspomnieniem czasów ich młodości. Dla jednych i dla drugich świetnie napisaną opowieścią o polskiej kulturze w okresie PRL-u, który to czas nie od dziś wielu uwiera, i który by chętnie wymazali z dziejów. • Do strefy takiej niepamięci trafiły np. festiwale piosenki radzieckiej w Zielonej Górze i żołnierskiej w Kołobrzegu. W swoim czasie były one ogromnie popularne, miały swoich zagorzałych fanów, chętnie je oglądano w telewizji. To na nich rodziły się kariery późniejszych gwiazd estrady, to tam występowały ówczesne gwiazdy i gwiazdeczki rodzimej piosenki. • O tych właśnie festiwalach, które skończyły żywot w 1989 roku (późniejsze próby ich reanimacji nie powiodły się), o ich artystach, organizatorach i realizatorach oraz publiczności jest książka Festiwale wyklęte Bartosza Żurawieckiego, krytyka filmowego i pisarza. Napisał on tę książkę w prywatnym proteście przeciwko upraszczaniu i retuszowaniu historii. Wykluczaniu ludzi mających w niej swój udział. • Na ponad 450 stronach z wielką dokładnością autor zrelacjonował każdą edycję obu festiwali, przybliżył ich kulisy, szczegółowo opisał koncerty i widowiska estradowe, w tym słynne śpiewogry, zacytował sprawozdania i recenzje z ówczesnej prasy, przypomniał dziesiątki nazwisk twórców, wykonawców, organizatorów i dziennikarzy. Z wieloma z tych osób odbył rozmowy, które są fascynującym żywym uzupełnieniem rzetelnie sporządzonej dokumentacji o osobiste wspomnienia, anegdoty, ciekawostki różnego rodzaju. W tych opowieściach autor książki zawarł też wieści o prywatnych losach kilkunastu artystów w czasach III RP, kiedy Kołobrzeg i Zielona Góra przestały kojarzyć się z piosenką. • Obie imprezy wystartowały w latach 60. Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze w 1965, ale już trzy lata wcześniej był konkursem; Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu zaś datuje się od 1968 roku, choć pierwsza jego edycja odbyła się rok wcześniej w Połczynie Zdroju. Dla władzy obie imprezy miały znaczenie symboliczno-propagandowe, ale nie dla większości uczestników i publiczności, poszukujących wzajemnie kontaktów. Festiwale te były ważne dla artystów. – Była to bardzo dobra szkoła jak na tamte czasy. I świetna promocja. W telewizji nie było programów w stylu „Mam talent” czy „Voice of Poland” – wspomina Zieloną Górę Jacek Borkowski, znany aktor. – Jeździłem tam z wielką ochotą, repertuar nie był polityczny. To były całkiem dobre rosyjskie teksty, świetne piosenki. Podobnie uważa lubiana piosenkarka Urszula, przyznając, iż ten festiwal był trampoliną do kariery: Nie ma czego się wstydzić, prawie wszyscy tam zaczynaliśmy. Izabela Trojanowska chwali się swoim udziałem w Zielonej Górze, mając świadomość, że młodzi dzisiaj nie mają pojęcia, że nie polityka nami kierowała, lecz miłość do muzyki. Podobne, ciepłe wspomnienia, przesycone żalem – że nie istnieje – dotyczą festiwalu w Kołobrzegu. • A kogo na tych wydarzeniach nie było? Bywali prawie wszyscy polscy wykonawcy wówczas obecni na listach przebojów i cieszący się szaloną popularnością. Po latach jednak część z nich nie chce pamiętać własnej przeszłości, skoro w biogramach pomijają swój udział w tych festiwalach i nie przyznają się też do otrzymanych wtedy nagród – Samowarów w Zielonej Górze i Pierścieni w Kołobrzegu, co w książce zostało skrupulatnie odnotowane. Przykłady: Zdzisława Sośnicka, Michał Bajor, Mieczysław Szcześniak, Maryla Rodowicz, Małgorzata Ostrowska, Janusz Panasewicz, Krzysztof Krawczyk. Wiele osób dzisiaj udaje, że nie było tam, gdzie było, i nie żyło wtedy, kiedy żyło, trafnie zauważa autor omawianej książki, mówiącej o piosenkarzach, ale i o hipokryzji. • Festiwal w Kołobrzegu miał dwadzieścia trzy edycje, festiwal w Zielonej Górze – dwadzieścia pięć. Ich historia, zapisana przez urodzonego w 1971 roku dziennikarza, życzliwie zaangażowanego i wolnego od jednoznacznych tez, nie trafi na szczęście do najgłębszego kąta w muzeum. Warto po nią sięgnąć, by po trzydziestu latach odkryć to, co wielu chciałoby pozostawić na zawsze w ciemnościach. • Piotr Wasilewski • Biblioteka Kraków