Jak adoptowałem Antona

Autor:
Robert Klose
Tłumacz:
Piotr Moskwa
Wydawcy:
Novae Res (2024-2025)
IBUK Libra (2024)
Zaczytani
ISBN:
978-83-8373-313-5, 978-83-8373-314-2
Autotagi:
dokumenty elektroniczne
druk
e-booki
elementy biograficzne
książki
literatura faktu, eseje, publicystyka
powieści
proza
3.0

Geny to za mało, by mówić, że jest się ojcem. Prawdziwe rodzicielstwo zaczyna się w sercu. Wychowanie dziecka to wyzwanie, na które nie wszyscy są gotowi. Amerykanin Robert Klose potrafi mu sprostać. Od kilku lat opiekuje się pochodzącym z Rosji Aloszą, a kiedy chłopak dorasta, Robert postanawia adoptować jeszcze jednego syna. Tym razem chce przyjąć pod swój dach dziecko z Ukrainy. Po dokonaniu formalności, niekiedy graniczących z absurdem, Robert wyrusza w podróż. Na miejscu sytuacja przybiera jednak nieoczekiwany obrót i Klose musi stawić czoła biurokratycznej machinie. W trakcie tych zmagań nawiązuje głęboką więź z Antonem, chłopcem, któremu pragnie ofiarować szczęśliwy dom. Nie wie jeszcze, jak wiele przeszkód stanie na jego drodze i ile determinacji będzie musiał wykazać, by spełnić to marzenie… „Jak adoptowałem Antona” to poruszająca, pełna humoru opowieść z życia autora. Historia, która rozgrywa się w cieniu ataków z 11 września, pokazuje świat bez ubarwień, a jednocześnie niesie nadzieję obecnym i przyszłym rodzicom – nie tylko adopcyjnym.
Więcej...
Wypożycz w bibliotece
Dostęp online
Brak zasobów elektronicznych
dla wybranego dzieła.
Dodaj link
Kup
Brak ofert.
Recenzje
  • Życie składa się z wielu opowieści. Małe słowa, nikłe zdarzenia, czy twarze ludzkie – to wszystko tworzy odrębne opowiadania, które można rozbudowywać bez końca i tym samym tworzyć z nich wielkie arcydzieła. O tych drobnostkach można pisać, by lepiej je zrozumieć, lub, by tak po ludzku, poradzić sobie z nimi. Najwięcej jednak historii skrywają ściany mieszkań. Cztery niepozorne mury i dach, a wewnątrz smutek, łzy, śmiech, miłość, odrzucenie… tyle ludzkich emocji, marzeń i snów… I można sięgnąć po ołówek i napisać o tym jednym, wielkim pragnieniu, jak zrobił to Robert Klose. Pragnieniu posiadania drugiego syna. • I można te słowa ubrać w książkę i nadać jej tytuł „Jak adoptowałem Antona”. • „Nic tak szybko nie otwiera wrót przyjaźni i zażyłości, jak to światło w oczach drugiej osoby, które nieomylnie sygnalizuje radość i zadowolenie z czyjegoś towarzystwa”. Robert jest samotnym ojcem Aloszy, adoptowanego z Rosji chłopca, który obecnie ma trzynaście lat. Kocha go, bo to jego syn, lecz gdzieś w nim rodzi się potrzeba posiadania, ba – wychowania – jeszcze jednego chłopca. Swoje dokumenty wysyła do ośrodka adopcyjnego, który już przy Aloszy, bardzo mu pomógł, potem rusza cała procedura. Procedura i biurokracja, która nie ma końca. Wszystko trwa i ciągnie się w nieskończoność, lecz wystarczy jeden telefon i wszystko nabiera zawrotnego tempa. Wyjazd na Ukrainę i przesiadka w Warszawie. • Podróż pociągiem, współpasażerowie, strach i niewyspanie. • Potem kłamstwa i oszustwa i próby naciągania. • I wydatki, czasem niepotrzebne, acz ratujące sytuacje. • I wreszcie cel i zdjęcia i on – dziecko – chłopiec – narzucony nieco odgórnie, ale to właśnie na nim skupia się Robert. I to on, ten dorastający aniołek Anton, zostaje jego synem. • Lecz zanim wyjdzie z urzędu ukraińskiego słyszy: „Jeśli temu chłopcu stanie się coś złego, dopadniemy pana. Kilka lat temu samotny mężczyzna z pobliskiego miasta adoptował jednego z naszych chłopców. Kiedy wrócił z nim do domu, zamordował go” – przestroga i groźba jednocześnie. Słowa, które w przyszłym ojcu budzą trwogę. Bo jak można okazać się tak ludzkim zwierzęciem? Jak można swoją złość i frustrację utopić w krwi dziecka? • Robert od początku kocha. Kocha szczerze i prawdziwie. Bo – mówiąc szczerze - wystarczy, że dziecko potrafi kochać. Na pewnym poziomie tylko to się liczy. „Wszystko co osiągnie się ponad to, będzie stanowiło premię”. • Klose pisze o swoich przeżyciach, swoim życiu i o sobie. Pisze o swoim strachu, obawach, ale i nadziejach. Pisze o dotyku dłoni, o spojrzeniu w oczy, o przytuleniu i o dumie. Klose to wspaniały ojciec, ale… to sam dostrzeżesz podczas lektury. Ba, zaczniesz odczuwać pragnienie posiadania takiego taty. To tata odważny i mężny, który dla ciebie, dla dziecka, zrobi wszystko. To tata, który daje wolny wybór, ale który czuwa i zawsze jest gdzieś obok. • „Jak adoptowałem Antona” gra na twojej czytelniczej wrażliwości. Nieświadomie stajesz się autorem, który oto staje na ziemi ukraińskiej i … i co? I boi się – tak zwyczajnie, tak po prostu – boi się. • Jak ty. • „Można być wszędzie, jakby u siebie w domu… tu w chałupie i tam… Ale można być też, jak dzikie ziele w ogrodzie o pięknych kwiatach*”. • „Ludzie stamtąd” Maria Dąbrowska, wyd. Marginesy • agaKUSIczyta
Nikt jeszcze nie obserwuje nowych recenzji tego dzieła.
Okładki
Kliknij na okładkę żeby zobaczyć powiększenie lub dodać ją na regał.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo