Są tuż obok. Bezmózgie osiłki bez karków i przystojniaki w świetnie skrojonych garniturach. Nie myślą o nich ci, którzy kupują narkotyki lub płacą prostytutce. Tym bardziej nie zaprzątają sobie głowy ich istnieniem ci, którym nadarzyła się okazja kupna kartonu papierosów po wyjątkowo okazyjnej cenie. Nawet ci, którzy byli świadkami zastrzelenia gangstera, traktują to jak emocjonującą przygodę, okupioną kilkoma chwilami grozy. Misha Glenny napisał o nich książkę. McMafia nie jest jednak paradokumentalną opowieścią o złych ludziach i dobrych policjantach z elementami thrillera. Jest do bólu prawdziwym obrazem gigantycznego, zglobalizowanego biznesu przestępczego na Bałkanach, Ukrainie, Bliskim Wschodzie, w Rosji, Indiach, a także w Afryce, Izraelu, Kanadzie i wielu innych krajach. Co łączy bandytów Wschodu i Zachodu? Przede wszystkim niepohamowana żądza pieniądza, połączona z przekonaniem, że tylko idiota wzdraga się przed zaspokajaniem potrzeb konsumentów jedynie dlatego, że jest to nielegalne lub giną przy tym ludzie. Ta wspólna cecha niweluje wszelkie różnice między nimi i niepokojąco zbliża ich do polityków. Misha Glenny spędził trzy lata, badając przestępczość zorganizowaną na całym świecie. Szukał zależności między polityką, gospodarką i historią danego kraju, a sposobem, w jaki funkcjonuje w nim mafia. Szkicował kanały przerzutowe nielegalnych towarów (od narkotyków po podróbki markowych ubrań) i przyglądał się wielu firmom o wątpliwej legalności. Przede wszystkim jednak śledził sieci osobistych kontaktów, zapewniających bossom przestępczego podziemia sukces i bezkarność. McMafia nie jest lekturą łatwą i przyjemną, choć czyta się ją z zapartym tchem. Pozwala nam jednak lejepi zdać sobie sprawę, w jakim świecie żyjemy.