Arcydzieło Sofoklesa sprzed dwudziestu pięciu wieków tyczy prawd uniwersalnych, niezależnych od czasu, miejsca i scenicznej konwencji. Grecki mit przetransponowany w uniwersum słowiańskie, przeniesiony z amfiteatru w znajomy plener, we współczesnym przekładzie Antoniego Libery i Janusza Szpotańskiego, ukazuje konflikty i ludzkie wybory w sposób bliski dzisiejszemu odbiorcy. Przypomnijmy. Dramat przedstawia dzieje nieszczęsnego, nękanego kolejnymi ciosami losu rodu Labdakidów. Zbolały, zrozpaczony, okrutnie okaleczony własną ręką król Edyp opuścił tebański tron, oddając dobro państwa w ręce swoich synów, Eteoklesa i Polinika. Braterska współpraca nie trwała jednak długo. Zacięty spór o władzę zakończył się wygnaniem Polinika, który umknął do Argolidy i tam zjednał sobie sprzymierzeńców w walce o koronę. Siedmiu wodzów ruszyło przeciwko Tebom, bezskutecznie szturmując siedem bram miasta. Nim odstąpili, pod murami starli się w pojedynku zwaśnieni synowie Edypa. Obaj ponieśli śmierć. Nowy władca Teb, Kreon, urządził Eteoklesowi uroczysty pochówek i zakazał, pod najsroższą karą, grzebać drugiego z braci # wroga ojczyzny. Temu surowemu, choć usprawiedliwionemu zdradzieckim czynem Polinika wyrokowi sprzeciwiła się Antygona. Dylematu wyboru dwóch sprzecznych z natury racji, wyboru pomiędzy posłuszeństwem wobec suwerena a powinnością moralną, między prawem ludzkim a boskim nakazem grzebania zmarłych, między głosem rozumu a porywem serca, nie sposób rozwiązać połowicznie, ugodowo, bezkarnie. Trzeba jednoznacznie opowiedzieć się za jedną z racji, bądź to obciążając na zawsze swoje sumienie, bądź narażając się na najsurowsze konsekwencje. Bywa, że nawet na zgubę.